Opowiadanie: “Straszna myśl – czyli o powrocie do szkoły.”

W mojej głowie kłębi się kocioł myśli, a powrót do szkoły jest jedną z nich. Jestem tym sparaliżowana, ale nie mogę nic zrobić, tylko wstać rano i pójść do szkoły. Tak też zrobiłam.
Ten dzień był dość zimny, choć słońce próbowało mnie trochę ogrzać swoimi promieniami. Myślałam, że wstać rano będzie ciężko, lecz ku mojemu zdziwieniu poszło gładko, zapewne z powodu stresu i braku snu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zebrałam się tak wcześnie, by za chwilę stanąć w chłodny poranek na przystanku. Czekałam na autobus, który zawiózłby mnie do szkoły, a kiedy nadjechał, zrobiłam pierwszy krok, później drugi i znalazłam się wewnątrz niego. Zobaczyłam moje koleżanki i się uśmiechnęłam. Dawno się z nimi nie widziałam i, mówiąc szczerze, zaczęłam troszkę tęsknić. Rozgadane nie zauważyłyśmy, jak szybko minęła podróż i po chwili znalazłyśmy się przed szkołą. Oczywiście nie mogłyśmy tak od razu wejść do niej bez odpowiedniego przygotowania się do tego dnia w pobliskim sklepiku. Poszło szybko i za chwilę był ten straszny, choć oczekiwany moment przekroczenia bramy szkoły, a później jej drzwi. Przy wejściu oczywiście zdezynfekowałyśmy ręce, jak przystało na przykładne uczennice, i weszłyśmy w „paszczę lwa”.
Emocje opanowane zostały na pierwszej lekcji, która była dość spokojna. Kiedy się siedzi w ławce, a nie przy własnym biurku, czas leci bardzo szybko i zanim się zorientowałam, zadzwonił dzwonek. Była przerwa. Wyszłam z sali i poszłam w stronę kolejnej, mijając przemalowane na inny kolor ściany oraz postawione na korytarzu nowe krzesła. Do następnego gabinetu szłam około trzech sekund, iż jest on położony parę metrów od tego, w którym się znajdowałam.
-Idziemy na boisko?- zapytała jedna z moich koleżanek. Wstałam więc i poszłam z nią i kilkoma innymi znajomymi na zewnątrz. Zaczęłyśmy robić, jak zawsze, kółka dokoła boiska. Chwila wytchnienia na świeżym powietrzu, na którym można było zdjąć maseczkę i znów ten okropny długi dźwięk – bardzo głośny dzwonek na lekcję. od którego się odzwyczaiłam i przyznam, że wcale mi go nie brakowało.
Na kolejnej lekcji było wesoło i przyjaźnię. Nie tylko dlatego, że nie mieliśmy żadnego sprawdzianu, ale też dlatego, że nasza nauczycielka była bardzo zabawna i mogliśmy się z nią pośmiać. Niestety, przecież nic nie trwa wiecznie. W chwili , w której w najlepsze „szczerzyliśmy zęby”, znów pojawił się ten nieznośny dźwięk oznaczający koniec lekcji.
Kolejna przerwa, kolejna lekcja i tak w kółko przez cztery godziny. Spacer, zamiast pomykania kółek na bieżni na wychowaniu fizycznym, był dobrym pomysłem. Powrót do szkoły i kolejna lekcja. Ostatnia. Nareszcie, a później do domu, w którym będzie można odespać stracone godziny przez konieczności wstania o bardzo wczesnej porze.
W końcu wyczekiwana przeze mnie godzina- ostatni dzwonek, który już nie brzmiał, aż tak bardzo irytująco.
Znalazłam się z powrotem w moim pokoju, w moim cieplutkim łóżeczku. Ale coś tu nie gra – pomyślałam – to nie dzwonił dzwonek szkolny tylko mój budzik. O nie, los mnie chyba nie lubi! To był tylko sen! Oznacza to, że muszę wstać i go ziścić.
Miłego dnia w szkole kochani!